Jay patrzył na mnie jakbym była jego ostatnim posiłkiem. Otwierałam i zamykałam usta, zdając sobie sprawę z tego, że powinnam się do niego odezwać.
-Jestem Scarlet. - powiedziałam głupio. Jay zaśmiał się, jakbym powiedziała kawał.
-Wiem, kim jesteś, kochanie. - odpowiedział, na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. -Ale zastanawia mnie, co robisz w domu Harry'ego.
-Ja, um- zająkałam się, jednocześnie prostując się i poprawiając kucyk. -Harry i ja jesteśmy przyjaciółmi.
-Widzisz, kiedy widziałem cię ostatnim razem, powiedziałaś, że jesteś dziewczyną Matta... młodszego brata Harry'ego. - Jay odpowiedział. Skinęłam.
-Nie wyszło nam. - powiedziałam, zgryzając wargę.
-Cóż, nie ma opcji, że ty i Harry jesteście 'tylko przyjaciółmi'. Harry nie mógłby był tylko przyjacielem dla kogoś, kto wygląda jak ty.
-Cóż, jesteśmy. - zaśmiałam się lekko. - Mieszkam w pokoju gościnnym i po prostu tu weszłam.
Wskazałam pomieszczenie, w którym torby kokainy i marihuany były oparte o ściany. Były tu wagi, książki z adresami i więcej. To było osobiste biuro Harry'ego, a ja zostałam złapana na samym jego środku, dosłownie.
Jay dalej się do mnie uśmiechał, jego ciemne oczy zachęcały, żeby zrobić krok w jego kierunku. Stale go obserwowałam. Był atrakcyjny, mogę to o nim powiedzieć. Ale wygląda także na takiego, który bawi się kobietami i pozbywa się ich w ciągu godziny.
Usłyszałam kroki dochodzące z korytarza i obserwowałam, jak Harry pojawiał się w polu widzenia. Był bez koszulki, ubrany w luźne dresy. Jego klatka piersiowa pokryta była tatuażami, a jego włosy były rozczochrane.
-Jay. - powiedział Harry. - Nie wiedziałem, że tu jesteś.
Jay nie odwrócił się nawet do Harry'ego, więc ten skierował swe spojrzenie w miejsce, na którym skupiony był Jay. Harry zamarł, kiedy jego oczy ujrzały mnie.
-Tylko rozmawiałem z twoją przyjaciółką. - powiedział Jay, uśmiechając się. Zrobił krok, na co i ja, i Harry wzdrygnęliśmy się. Jay podszedł do mnie i jego ręka otoczyła moje drobne ramiona.
-Scarlet. - wydusił Harry, zdał sobie sprawę nie tylko z tego, że Jay mnie obejmował, ale również, że byłam otoczona przez jego niezliczone narkotyki. Oddychał głęboko i patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie chwycić i odciągnąć. Ale nie mógł.
-Tak. - powiedziałam grubo, słowa zamarzały mi w gardle. -Przepraszam, że nie powiedziałam ci wczoraj, że przyszłam. Potrzebowałam noclegu.
-W porządku. Po prostu daj mi znać następnym razem. - Harry odpowiedział, gładko podąrzając za moim kłamstwem. Byliśmy tak zsynchronizowani. Oczy Harry'ego ponownie stały się zrelaksowane i spokojne, a ja przestałam spinać ramiona i pozwoliłam się sobie uspokoić..
Spojrzenie Jay'a wędrowało między nami, wydawał się być usatysfakcjonowany.
-Chciałem porozmawiać o kilku ustaleniach, które dla nas mam. - powiedział Jay, patrząc na Harry'ego. Ten skinął.
-Jasne. - Harry się zgodził. - Cóż, może powinniśmy iść i porozmawiać o tym w cztery oczy?Odetchnęłam z ulgą, bo dzięki temu będę poza zasięgiem rąk Jay'a, ale ten spojrzał na mnie z porządaniem w oczach
-Scarlet nie wydaje mi się być gumowym uchem. Nie będziesz rozpowiadać o tym, o czy rozmawiamy, prawda? - zapytał z uniesionymi brwiami. Pokręciłam głową, znowu czułam się, jakbym miała zaklejone usta.
-Świetnie. - wyszczerzył się, ukazując idealny uśmiech. - Usiądźmy
Wszyscy usiedliśmy na kanapach, Jay przysunął swoje ciało blisko mojego. Harry obserwował nas ciemnymi oczami. Wydawał się być zły i nadopiekuńczy jak zawsze z resztą. Ale to nie był Woods. To był Jay, który mógłby załatwić Harry;ego w każdej chwili.
-Pójdę po herbatę. - Wstałam szybko tylko po to, żeby Jay złapał mnie za rękę i pociągnął w dół.
-Nie, podobasz mi się tutaj. - odpowiedział, jego ręka oplotła mnie w talii. Czułam się uwięziona, bolał mnie brzuch. Widziałam, że Harry czuł się tak samo, jego wzrok wiercił dziurę w miejscu, gdzie dotykał mnie Jay.
Moje myśli były na tyle głośne, by wyciszyć rozmowę toczącą się między Jay'em a Harrym. Słyszałam jakieś miejsca i daty, ale tak na prawdę ich nie słuchałam. Bicie mojego serca było głośniejsze.
-Co myślisz? - głos powiedział do mojego ucha. Podniosłam wzrok z szeroko otwartymi oczami, zdając sobie sprawę z tego, że Jay mówił do mnie. Patrzył na mnie, jakbym była najsłodszą rzeczą jaką kiedykolwiek widział, adoracja i rozbawienie były widoczne w jego spojrzeniu.
-Przepraszam, a o czym? - zapytałam cichym głosem.
-Mamy kilku gości, którzy sprzedają towar naszym klientom i musimy się z nimi rozprawić. - wyjaśnił Jay. - Jak powinniśmy to zrobić?
-Oh. - wymamrotałam. Zgryzłam wargę i podniosłam wzrok na Jaya, ignorując palące spojrzenie Harry'ego. - Poprosić ich, żeby przestali?
Jay roześmiał się głośno, jego głowa odchyliła się do tyłu, a on uśmiechnął się do mnie. Usłyszałam również delikatny śmiech Harry'ego, ale znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że był on całkowicie wymuszony. Jay tego nie zauważył.
- Lubię ją Harry. - zaśmiał się. - Siedzi w pokoju z dwoma dilerami, ale nadal jest najniewinniejszą osobą z jaką ostatnio rozmawiałem. - Jay powiedział do Harry'ego, którego oczy dalej na mnie parzyły. Czułam jak palą mnie policzki.
Harry skinął delikatnie, jego zielone oczy spotkały moje, kiedy w końcu na niego spojrzałam. Wyglądał na wściekłego.
-Minęło trochę czasu od ostatniego razu, kiedy ktoś zapytał mnie, co robić z dilerami. - Powiedziałam szczerze, pozwalając na odrobinę goryczy w moim głosie. Ale znowu się roześmiał.
-Hm. - zanucił. - A nie uważasz, że wpakowanie tym dupkom kulki w serce nie jest dobrym sposobem?
Nie byłam pewna, czy był to jakiś numer, ale zadałam sobie sprawę z tego, że Jay nie był do mnie sceptycznie nastawiony. I choć byłam na krawędzi, nie czułam się niebezpiecznie.
-Nie. - odpowiedziałam, odwracając się ponownie do Jay'a. - Tylko zostawisz ślady dla policji. To więcej pracy dla ciebie. Byłoby im łatwiej zamknąć się, gdyby połączyli cię z ofiarami?
-Połączyli mnie?
-Prawdopodobnie mają powody, by cię z nimi połączyć. - wyjaśniłam, unosząc brwi. - Ktoś sprzedaje na twoim terenie, więc go zabiłeś. Wiarygodne dowody pokazane sędziemu wystarczą, żeby dostać nakaz rewizji.
-Nakaz rewizji. - powtórzył Jay, unosząc brwi.
-A z nakazem rewizji mogą znaleźć broń, której użyłeś, o ile się jej nie pozbędziesz albo nie znajdziesz kogoś do brudnej roboty. Ale nawet wtedy mogą znaleźć to wszystko. - wskazałam dłonią na torby z prochami. - A jestem pewna, że kolekcja w twoim domu jest równie duża
Kiedy skończyłam, było cicho. Jay siedział i obserwował mnie.
-Jesteś mądra. - powiedział po chwili. - Ale nie wystarczjąco.
Uniosłam brwi, zastanawiając się, co miał na myśli.
-Mam taką moc, że nawet jeśli policja dowie się, że to ja, nie spróbują mnie zamknąć. Chcesz wiedzieć dlaczego?
-Strach. - odpowiedział za niego Harry. Jay podniósł wzrok, jakby zapomniał, że nie jesteśmy sami.
-Racja Harry. A strach zmusza mężczyzn do różnych rzeczy, na przykład do ignorowania mnie po to, by ochronić swoje rodziny. Wiedzą, że gdyby próbowali mnie złapać, mógłbym pochować ich rodziny lub ich samych. - Jay uśmiechnął się.
-Widać masz już wszystko ustalone. - odpowiedziałam.
-Prawie. - wyszeptał mrocznie, jego dłoń ponownie ścisnęła mnie w talii. Poruszyłam się delikatnie, zastanawiając się, czy wiedział, jak źle czułam się w jego uścisku.
Ktoś zapukał do drzwi i wszyscy z wyjątkiem Jaya podskoczyli. On był spokojny.
Stał tam Zayn, patrząc na nas.
-Co do cholery? - powiedział Harry. - Jak wy wchodzicie do mojego domu, kiedy ja was nie wpuszczam?
-Przestań rozdawać klucze tylu ludziom, debilu. - Zayn odpowiedział, podchodząc do miejsca, w którym siedzieliśmy. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, mając nadzieję, że pomoże.
-Co u ciebie słychać, stary? - Jay zapytał, wstając i klepiąc Zayna po plecach
Zayn wzruszył ramionami - Wiesz, jak jest.
-Harry każe ci ciężko pracować, mam nadzieję? - Jay zaśmiał się. Harry siedział, nadal bez emocji. Nienawidziłam tej jego strony. Był zimny, zdystansowany i przede wszystkim nieszczęśliwy
-Kiedy tego nie robi? - Zayn odpowiedział. Na jego twarzy widniał prosty uśmiech, ale jego oczy patrzyły na mnie, jakby kazał mi uciec.
-Cóż, mam za godzinę następne spotkanie. - Jay powiedział, odwracając się do Harry'ego i mnie. - Nowi klienci, prawdopodobnie. Właściwie dystrybutorzy.
Harry zadał mu kilka pytań. Po krótkiej dyskusji, Jay odwrócił się do mnie.
-Odprowadzisz mnie? - ale brzmiało to bardziej jak rozkaz niż pytanie.
Wstałam szybko, moje gołe nogi odprowadziły Jaya do schodów. Czułam jego wzrok na moich plecach przez cały czas. Nie czucie go było niemożliwe. Podeszliśmy do drzwi, a ja odwróciłam się, uśmiechając grzecznie.
-Dobrze było cię znowu zobaczyć. - powiedziałam, kłamiąc przez zęby. Przechylił głowę w bok, ciemne oczy mnie obserwowały.
-Lubię cię. - powiedział. Otworzyłam usta, gotowa roześmiać się niezręcznie, kiedy usłyszałam, jak Harry i Zayn schodzili po schodach.
-Do zobaczenia. - obiecał Jay, wychodząc i wsiadając do czerwonego sportowego samochodu, który kosztował tyle co mały dom.
Odwróciłam się do Harry'ego, jego oczy płonęły furią
-Co to do cholery było? - krzyknął. Przewróciłam oczami, przechodząc obok niego. Złapał mnie za rękę i pociągną w swoją stronę. - Czemu do cholery po przebudzeniu zobaczyłem cię z Jay'em w magazynie? Co ty do cholery robisz?
-Przyszedł, kiedy tam byłam. - odkrzyknęłam. -Ja go nie wpuściłam, sam miał klucze dupku.
-Nie chcę, żebyś z nim rozmawiała, Scarlet. - Harry wykrzyczał mi w twarz, jego białe zęby były zaciśnięte. - Nawet nie chcę, żebyś była z nim w jednym pomieszczeni
-Stary, uspokój się. - powiedział Zayn, podchodząc do nas. Nasze oczy skierowały się na niego. - Nic nie zrobiła. Jesteś zły na Jaya.
-Pieprz się, Harry. - wyrzuciłam. Nienawidziłam, kiedy wyładowywał na mnie złość. - Puść mnie.
Na moje słowa Harry rozluźnił uścisk. Ciężko oddychał, ale wiedział, że Zayn ma rację. Byłam niewinna. Był tylko wkurzony, że jego szef jest psychicznym zabójcą, który zrobi wszystko, na co ma ochotę.
Przeszłam obok Harry'ego i poszłam do jego pokoju. Po prostu chciałam się stamtąd wydostać. Zabrałam moje ubrania i szpilki, szukając wszystkich moich rzeczy.
-Kochanie. - powiedział Harry stojący w drzwiach. Odwróciłam się , patrząc na niego.
-Nie mów do mnie kochanie. - odpowiedziałam. -Wychodzę.
-Przepraszam. - Harry westchnął. - Kiedy widziałem, jak cię obejmuje, byłem wściekły. Robiłem, co mogłem, żeby go nie załatwić.
-Jesteś takim dupkiem, wiesz to? - zapytałam, robiąc kilka kroków w jego stronę. Harry przewrócił oczami, jakby to nie była dla niego żadna nowość.
-Przykro mi Scar, naprawdę. - westchnął. - Musisz mnie zrozumieć... widząc cię pośrodku tego wszystkiego obok Jaya... to mi przypomniało jak niebezpieczny jest mój świat.
-I jak bardzo ja do niego nie pasuję. - skończyłam za niego. Spojrzałam na niego, był rozczarowany.
-Ale pasujesz do mnie. - odpowiedział, jakby był tego całkowicie pewny. Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy do niego podeszłam. Złapałam jego dłoń i uniosłam ją do mojego policzka.
-Tak. - skinęłam. - Może ty też nie pasujesz do tego świata.
Harry tylko spojrzał na mnie, jego zielone oczy zupełnie i kompletnie nieczytelne. Polizał usta i oplótł ręką moją talię..
-Urodziłem się w tym świecie. - powiedział delikatnie. - To nie był wybór.
Cofnęłam się, kręcąc głową.
-Nie wierzę w to nawet przez sekundę Harry. - wzruszyłam lekko ramionami. - I ty też nie. Wybrałeś ten świat, bo to była najłatwiejsza droga. Tak, dostałeś klucz do tych drzwi, ale to nigdy nie było jedyne wyjście. Miałeś inne opcje. Nadal masz.
-Czego ty do cholery ode mnie oczekujesz, Scarlet? - Harry zapytał, jego głos uniósł się delikatnie, ale nie krzyczał. Wydawał się po prostu zmęczony.
-Chcę, żebyś przestał szukać wymówek, Harry. - odpowiedziałam. Podeszłam do niego i złapałam jego dłonie, patrząc mu prosto w oczy. -Jeśli tego chcesz i cię to uszczęśliwia, to w porządku .Po prostu to powiedz. Ale jeśli jest miejsce w którym wolałbyś być, nie obwiniaj mnie, że nie znajduje się a drodze, którą wybrałeś. Bo to była twoja decyzja. Nikogo innego.
Harry spojrzał w dół, zacisnął szczęki.
-Ja tylko chcę, żebyś był szczęśliwy. -powiedziałam cicho. - Czy jesteś szczęśliwy?
-Myślałem, że jestem. - powiedział cichym głosem. - Myślałem, że robię dobrze. Teraz wszystko jest spieprzone. Moja mama nie jest szczęśliwa, ty nie jesteś bezpieczna. Chyba myślałem, że kasa mnie uszczęśliwi. Ale tak nie jest. To nie bankructwo mnie zniszczyło, ale brak ciebie.
Zgryzłam wargę i lekko przechyliłam głowę w bok.
-Twoja mama kocha cię bardziej niż ktokolwiek inny, Harry. Ale jej nie zależy na dużym domie czy na cholernym samochodzie. Chce żebyś był szczęśliwy i bezpieczny. Wie, w co jesteś zamieszany.
-Zaprowadziło mnie to dalej niż studia. - Harry odpowiedział z przekąsem.
-Śpisz z pieprzonym pistoletem obok łóżka Harry. - roześmiałam się. -Dzieciaki na studiach tego nie robią. Nie wspominając o pokoju pełnym dragów
-Wiem, że to co robię, nie jest normalne, okej? Ja to kurwa wiem.
Ktoś zapukał do drzwi. Harry i ja odwróciliśmy się do Zayna, który patrzył na nas z uniesionymi brwiami.
-Scarlet, twój telefon leżał na stole i ktoś ciągle do ciebie dzwoni. - powiedział, trzymając moją komórkę w dłoni.
-Czemu do cholery patrzysz na jej telefon? - Harry wyrzucił. Przewróciłam oczami, biorąc telefon od Zayna.
-Zignoruj go, jest tylko wkurzony, bo ktoś w końcu mu nie słodzi. - zapewniłam Zayna, spoglądając na telefon. Nieodebrane połączenia, wszystkie od Woods'a. Westchnęłam, patrząc na Harryego. Jego irytacja moją osobą natychmiast zniknęła i spojrzał na mnie skupieniem.
-To Woods.
Moja komórka zawibrowała , na ekranie pojawiło się imię Woods'a
-Nie odpowiadaj. - Harry powiedział ostro, przeczesując włosy dłonią. Skrzyżował ręcę na nagiej piersi..
-Jeśli nie odbiorę, będzie dalej dzwonił.
Harry przewrócił oczami, mocno zacisnął szczęką.
-W porządku.
-Halo? - powiedziałam, przykładając iPhona do ucha. Głos Woodsa napełnił mnie niepokojem.
-Scarlet, hej. - brzmiał na zaskoczonego tym, że odebrałam. Pokręciłam głową, a potem przypomniałam sobie, że Woods mnie nie widzi.
-Wydaje mi się, że rozmawialiśmy o tym, ze potrzebuję czasu? - odpowiedziałam. Na drugim końcu usłyszałam śmiech..
-Dzwoniłeś do mnie jakieś dziesięć razy. - zaśmiałam się głucho. - Nie w taki sposób daje się komuś czas.
-Czy Harry daje ci czas? - Woods zapytał, jego pytanie wpuściło lód w moje żyły. Skąd wiedział o Harrym?
Moja cisza była mimowolna. Ale nie wiem, jak zebrać słowa, by odpowiedzieć. Nie rozumiem o co pyta, ani co jego pytanie tak naprawdę odkrywa.
-Co? - Woods się zaśmiał. - Teraz jesteś cicho?
-Nie wiem, co Harry ma z tym wspólnego. - odpowiedziałam chłodno. Ton mojego głosu i wyraz mojej twarzy sprawiły, że Harry zrobił krok do przodu, jego oczy szukały moich. Ja mogłam tylko patrzeć na niego pusto.
-Wiem, że z nim teraz jesteś.
-Skąd? - odpowiedziałam szybko.
-Spotkaj się ze mną w moim domu za dwadzieścia minut. - odpowiedział. Ale to nie brzmiało jak pytanie, raczej jak ostrzeżenie.
-Nie chcę iść do twojego domu. - wyrzuciłam. Złość wtargnęła w spojrzenie Harry'ego, który zabrał mi telefon.
-Nie wydaje mi się, że możesz wydawać polecenia mojej dziewczynie. - powiedział spokojnie do telefonu, ale oczywiste było, że nie był w dobrym humorze, a raczej pełen jadu.
Zrobiłam krok w stronę Harry'ego, mając nadzieję, że usłyszę odpowiedź Woods'a. Zayn zmarszczył brwi i również nachylił głowę.
-O ile nie chcesz, żeby rodzice Scarlet się o tym dowiedzieli, która tak poza tym, była moją dziewczyną, kiedy ostatnio sprawdzałem.
Harry zaśmiał się chłodno, słysząc odpowiedź Woosd'a. Jego dłoń zacisnęła się na mojej komórce, mogłam odczytać to tylko jako złość.
-Nie groź mi, Woods. Obiecuję ci, że to będzie ostatnia rzecz, którą zrobisz.
-To mnie miało wystraszyć? - Woods się zaśmiał. Przełknęłam ślinę. - Wiem, że wychowałeś się w stodole, więc możesz tego nie wiedzieć, ale twoje słowa nic nie znaczą.
Harry zacisnął zęby. Wyglądał na wściekłego, czułam jak bije od niego złość. Moje oczy powędrowały w stronę Zayna, który już patrzył na mnie. Po jego wyrazie twarzy widziałam, że myśli to samo, co ja.
Harry zaraz wybuchnie.
-Czemu nie przywieziesz Scarelt do mnie, mogę ci nawet dać pięć baksów na benzynę. To znaczy, jeśli w ogóle masz samochód? - Woods zaśmiał się raz jeszcze. - Czy byłoby to trochę niezręczne, żeby przywiózł ją do mojego domu, skoro planuję się z nią pieprzyć?
Zacisnęłam mocno oczy, westchnienie opuściło moje usta.
To było tyle.
Zanim mogłam temu zapobiec, mój telefon był po drugiej stronie pokoju, rzucony w ścianę. Na ścianie pojawiło się pęknięcie prowadzące do podłogi, gdzie leżała moja komórka w kupie szkła.
Zamarłam, obserwując Harry'ego. Zrobił trzy duże kroki w stronę swojej szafki. Sięgnął pod dębowy mebel i złapał pistolet.
Spojrzałam w kierunku Zayna, moje oczy błagały, by powstrzymał Harry'ego.
-Harry, co ty robisz? - zapytałam drżącym głosem, patrząc jak ładuje magazynek.
-Zabiję go. - Harry powiedział penie, jakby już podjął decyzję, że tak ma być.
-Zgadzam się, że jest chujem stary, ale nie sądzę, że zabicie go to naprawi. - powiedział Zayn. Jego próba uspokojenia Harry'ego była bezużyteczna, chociaż bardzo to doceniam. Ale widząc wyraz twarzy Zayna, można było się domyślić, że chciał, żeby Harry zabił Woodsa.
-Nie pamiętam, żebym pytał o twoje pieprzone zdanie Zayn. - Harry wyrzucił, jego wzrok nie opuszczał pistoletu leżącego na jego kolanach.
-Har- zaczęłam, jego głowa uniosła się, zielone oczy paliły moje.
-Mam dość Scarlet. - powiedział pewnie. - Już nie będę się bawił. Jesteś moją dziewczyną. Kochasz mnie, a ja kocham ciebie. W końcu ze mną zamieszkasz, nie z nim. Ja się z tobą ożenię, nie Woods. Za dziesięć lat obudzisz się w łóżku ze mną. Nie z nim, ze mną. A za dwadzieścia lar, będziesz matką moich cholernych dzieci. Nie jego. Więc dlaczego mam się bawić? To cholerny żart.
Mowa Harry'ego mnie uciszyła.
Czy ja dobrze go słyszałam? Małżeństwo? Dzieci?
Zayn zakaszlał cicho, jakbym chciał nam przypomnieć, że wciąż jest w pokoju.
-Będę na zewnątrz. Powiedział, wskazując na salon. Odwrócił się na pięcie, wychodząc z sypialni Harry'ego. Poszłam za nim i zamknęłam drzwi. Odwróciłam się, patrząc kierunku Harry'ego.
Dalej siedział na swojej podłodze, patrząc na mnie. Zrobiłam kilka kroków jego kierunku i usiadłam przed nim. Jego włosy odgarnięte były do tyłu, a jego policzki były czerwone ze złości.
-Czy możesz przynajmniej o tym pomyśleć? - zapytałam cicho, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
-Nie mamy o czym rozmawiać. - odpowiedział, jego dłoń mocno ściskała pistolet.
-Harry, przed chwilą nazwałeś mnie matką swoich dzieci i-
-A ty o tym nie myślałaś? - Harry raz jeszcze mi przerwał. Nie był przemądrzały ani nie zachowywał się jak dupek. To było szczere pytanie.
Czy o tym myślałam? Tak. Myślałam o tym zbyt wiele razy. Ale nie myślałam o tym realistycznie. To było bardziej jak marzenie... głównie dlatego, że Harry nie do końca był teraz typem ojca. I nie wiem, jak mogłabym wprowadzić do jego życia dzieci, kiedy ja sama nie nadążam.
Ale... tak. Nie powiedziałabym nie na bycie matką jego dzieci. Nawet bym się nie zastanawiała.
Hary opuścił wzrok.
-Nie rób tego. - błagałam.
-Czemu go bronisz?
Wciąż patrzył na podłogę. Zgryzłam wargę i podciągnęłam nogi tak, aby oprzeć na nich podbródek.
-Nie bronię go. Próbuję zetrzeć krew z twoich dłoni.
Harry wzdrygnął się, podnosząc wzrok.
-Mógłbym go zabić. - Harry powiedział chłodno. - I czerpałbym radość z patrzenia na jego śmierć. Nie czułbym żadnej skruchy. Kochałbym to.
-Proszę, przestań. - powiedziałam, zamykając oczy. Robiłam, co w mojej mocy, by pozostać spokojna w tej sytuacji. Zachowałam spokój, kiedy zobaczyłam pokój Harry'ego pełen narkotyków, kiedy podrywał mnie narkotykowy boss i kiedy zdałam sobie sprawę z tego jak głęboko w tym świecie był Harry.
Kochałam go mimo to wszystko. Ale słuchanie, jak mówi o morderstwie tak, jakby to był romans, to przecinało mnie jak gorący nóż.
-Przepraszam. - powiedział Harry, wstając i przechodząc obok mnie, kiedy ja patrzyłam na podłogę. Otworzył drzwi i wyszedł. Słyszałam, jak rozmawia z Zayn'em, a potem jak otwiera i zamyka kolejne drzwi.
Potem słychać było kolejne kroki. Moje serce poczuło ulgę, kiedy zrozumiałam, że Harry zmienił zdanie. Ale spotkałam brązowe, a nie zielone oczy.
-Wyszedł... - Zayn ciągnął. - Nie wiem, gdzie poszedł.
I wtedy, zrobiłam coś, czego nie powinnam była robić.
Cholernie się rozpłakałam. Wydałam z siebie odgłos umierającego psa i osunęłam się na podłogę, łzy wypływały szybciej niż to możliwe. Moja myśli były rozmazane a moje słowa nie były w stanie ułożyć komunikatywnej wiadomości.
Poczułam obecność Zayna obok mnie. Poczułam jego dłonie na moich ramionach, klepanie po plecach, gorąco na twarzy. Wiedziałam, że próbuje mnie pocieszyć, ale czułam się tak, jakby szklana ściana nas od siebie oddzielała. Nie czułam go.
Nienawidziłam płakać, naprawdę. Nie byłam dziewczyną, która płacze przy filmach czy książkach. Może dlatego tak źle się z tym czułam. Czułam się obnażona.
Ale nie mogłam nic z tym zrobić.
Płakałam za Harry'ego. Płakałam za utratę jego niewinności, za jego splamione krwią dłonie. Płakałam za ludzi, których zabił. Płakałam za moje dzieci, które nigdy nie będą żyły, nie będą istniały, bo nie potrafiłam przywołać ich do życia w tym świecie grzechu.
Płakałam za życie, którego Harry i ja nigdy nie poznamy. Za życie z białymi altankami, bujanymi fotelami i poranną kawą. Za życiem z wolnymi tańcami w środku nocy, rodzinnymi wakacjami i łatwym życiem.
Ale w końcu płakałam za siebie. Bo byłam zakochana w mordercy z zimną krwią i tak bardzo, jak nienawidziłam siebie z tego powodu, nie mogłam bez niego żyć.
co wlasnie sie stalo i skąd ten rozdział sie wział? haha po roku czasu, maaasaaakraaa
nie mam pojęcia czy ktoś to czyta, jesli tak to zostawcie chociaz komentarz, po takiej dlugiej przerwie chciclabym zobaczyc czy ktos tutaj jest:)